Forum Forum Serii Hogwart Strona Główna Forum Serii Hogwart
Forum dla fanów i autorów Serii HOGWART
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moja praca na konkurs...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Serii Hogwart Strona Główna -> Huncwoci (http://zycie-huncwotow-i-innych.blog.onet.pl/)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Agatha
Gość






PostWysłany: Nie 21:06, 30 Gru 2007    Temat postu: Moja praca na konkurs...

A więc... oto moja praca na konkurs. Muszę przyznać, że trochę nie zrozumiałam tematu (czyt. zaczęłam pisać, a dopiero po kilku stronach zorientowałam się, że ta postać chyba nie może być), ale mam nadzieje, że mi to wybaczycie. Nie jest to "praca moich marzeń". Mogła być lepsza, ale za późno się za to zabrałam. Już myślałam, że się nie wyrobię, ale jakoś zacisnęłam pasa i...udało się. A teraz...czytajcie!

Był ciepły marcowy dzień. Zatłoczoną ulicą szła grupka ludzi.
-Pośpieszcie się, bo się spóźnimy- ponagliła wszystkich Czarnowłosa kobieta.
-Spokojnie. Spokojnie. Zdążymy- odpowiedział jej Czarnowłosy mężczyzna. Dziewczyna zmierzyła go zimnym spojrzeniem. Zawsze robił jej wszystko na złość. Mówił wszystko na odwrót. Mimo zapewnień Czarnowłosego grupka przyśpieszyła.
-Macie prezenty?- spytała kobieta dwóch pozostałych mężczyzn. Przytaknęli jej kiwnięciem głowy. Była zadowolona.

***

Chodził zdenerwowany po swoim domu. Kolejny rok. Znowu jest o rok starszy.
-28 lat. Kończę 28 lat- powiedział blond włosy chłopak do siebie. Nie mógł uwierzyć, że ten czas tak szybko leci. Z roku na rok coraz szybciej. Chłopak usiadł na krześle, łokciami oparł się o stół, a twarz ukrył w dłoniach. Wróciły wspomnienia z przed dwudziestu kilku lat. Wspomnienia kiedy chodził do szkoły. Do Hogwartu. Tam gdzie miał tylu przyjaciół, z którymi do dzisiaj utrzymuje kontakt i dziewczyna…dziewczyna, którą musiał zostawić i którą tak bardzo kochał. Myślał, że to tylko zauroczenie, ale już dawno się przekonał, że to była prawdziwa miłość. Mimo tego, że ostatnio widział ją kilka lat temu to i tak nadal uczucie do niej nie wygasło. Cały czas czuł to samo. Próbował ułożyć sobie życie, ale to było na nic. Przy każdej dziewczynie czuł jej obecność. Teraz wspomnienia wróciły. Były bardziej wyraźne niż zwykle. Cieszył się na kolejne spotkanie z przyjaciółmi, ale wiedział, że nadejdzie taki czas, kiedy zaczną wspominać szkolne lata, a wtedy…
-Weź się w garść człowieku!- powiedział głośno do samego siebie- Przestań w końcu ją wspominać!

***

-Ruda! Ruda chodź, bo ja z nimi nie wyrabiam- krzyczała czarnowłosa dziewczyna do Rudowłosej, wskazując na trzech mężczyzn stojących za nią.
-Cześć Lily- odezwał się jeden z nich widząc rudowłosą.
-Cześć James. Cześć- odpowiedziała obdarowując go uśmiechem. Stosunki między nimi bardzo się zmieniły. W szkole Lily nienawidziła Jamesa, a teraz, po kilku latach widocznie się zaprzyjaźnili.
-Tylko pamiętajcie, żeby nie było tak jak w zeszłym roku. Ani słowa o Emmily- powiedziała Czarnowłosa naciskając dzwonek do drzwi.

***

Po zaśpiewaniu kilkanaście razy „Sto lat, Sto lat…”, po zjedzeniu wszystkiego, co było. Po wypiciu całego alkoholu, który znajdował się w domu. Wszyscy leżeli, siedzieli, lub byli w takich pozycjach, które trudno nazwać.
-No to hik za na…hik…szego Reeemusika!- krzyknął James po raz któryś z rzędu podnosząc kufel z napojem alkoholowym 
-Nieee to hik już było hik- pożaliła się Lily.
-Jak co roku- mruknął solenizant kręcąc głową, co wywołało ogólne rozbawienie.
-Hej Lunatyk! Zgadnij kto hik ostatnio się do mnie ode…hik…zwał!- krzyknęła w pewnej chwili Czarna.
-Kto się hik do Ciebie odezwał Diana?- spytał chłopak leżący pod kominkiem.
-Black siedź ci…hik…cho. Mówię do Lup…hik…na- odpowiedziała zgryźliwie.
-No hik kto?- spytał Lupin.
-Eee…hik…mily- odpowiedziała czkając przy tym. Mężczyzna zamarł w bezruchu. Tego się nie spodziewał.
-Eeemily?- spytał dla pewności. Diana pokiwała twierdząco głową. Lunatyk momentalnie wytrzeźwiał. Co jak co, ale tego się nie spodziewał. „A jeśli ona będzie chciała nas odwiedzić?”- pomyślał mężczyzna. Poczuł radość i przerażenie. On ją zostawił. Była na niego wściekła, Lupin miał nadzieję, że Emmily już nie żywi do niego tego uczuci, którym darzyła go w Hogwarcie. „Nie ma co się martwić na zapas. Będzie to, co musi być”- pomyślał.

***

-Lily kochanie- powiedział mężczyzna- Chodź tutaj, musimy porozmawiać.
-James przestań- rzuciła ruda kobieta próbując uwolnić się z objęć mężczyzny. Po kilku chwilach udało jej się to. Odwróciła się twarzą do mężczyzny.
-Liluś wiesz, że kiedyś będziemy musieli im to powiedzieć- cicho powiedział.
-Wiem James. Wiem- wyszeptała Lily- Tylko nie wiem, czy to jest…odpowiedni moment- dodała. Mężczyzna zmarszczył brwi i po chwili spytał:
-Chodzi o Emmily tak?
Ruda pokiwała tylko twierdząco głową, po czym podeszła do szafki i wyciągnęła z niej zwitek papieru.
-Masz. Przeczytaj- rzuciła cicho podając kartkę Jamesowi- To list. Od Emmily- dodała widząc zdziwioną minę Rogacza. Mężczyzna rozłożył kartkę i zaczął czytać.


Kochana Lily
Dawno się nie odzywałam, ale wierz mi nie miałam czasu. Piszę do Ciebie, aby poinformować Cię, że przeprowadzam się do Londynu (za miesiąc). Nie mogę się doczekać naszego spotkania. Mam wam wszystkim tyle do opowiedzenia, wy mi pewnie też. Zanim przeprowadzę się do Londynu, to spotkamy się na zjeździe absolwentów w Hogwarcie, mam nadzieje, że idziecie. Pozdrów i ucałuj wszystkich ode mnie
Emmily.


-Ale Liluś, o co chodzi?- Spytał zdezorientowany mężczyzna składając z powrotem list i kładąc go na szafce.
-Ty nic nie rozumiesz. Przecież tam będzie Remus. I Emmily- powiedziała.
-Lily, Lily. Oni są dorośli. Emmily pewnie ma poukładane swoje życie. Na pewno już o wszystkim zapomniała. Nie martw się. Odpisałaś jej?- spytał przytulając mocno kobietę.
-Nie odpisałam- odpowiedziała.
-No to dalej. Łap za pióro i odpisujemy- zawołał radośnie mężczyzna- Jak ja jej dawno nie widziałem. Ciekawe czy się zmieniła. Fajnie tak spotkać się po latach- dodał z entuzjazmem. Ruda ponownie otworzyła szufladkę i wyjęła z niej kawałek pustej kartki i pióro. Usiadła do stolika i spojrzała wyczekująco na Jamesa.

Kochana Emmily
Rzeczywiście długo się nie odzywałaś, ale wybaczam Ci to. Bardzo cieszę się, że w końcu będziemy mogły się spotkać, bo dawno się nie widziałyśmy. Rozwieje twoje wątpliwości: tak idziemy na zjazd absolwentów, wszyscy. Nie mogę się już doczekać naszego spotkania. Pozdrowienia
Lily.
P.S Jako pierwsza dowiesz się o najnowszej nowince. Ja i James jesteśmy razem i zamierzamy się pobrać.

-James! Musiałeś to dopisać?- powiedział urażona kobieta.
- Och Liluś, kochanie nie bądź taka. Kiedy powiemy reszcie? Może na tym zjeździe?- spytał mężczyzna. Lily pokiwała z oporem, twierdząco głową.
-To już za trzy dni- powiedziała kobieta.

***

Nareszcie nadszedł długo oczekiwany dzień. Dzień zjazdu absolwentów. Wszyscy byli bardzo podenerwowani. Lily i James, mieli dzisiaj poinformować wszystkich o tym, że zamierzają się pobrać. Diana i Syriusz znowu się kłócili.
- Emmily miała urodziny w lipcu!- krzyczała Diana.
-Co ty gadasz! W grudniu!- denerwował się Syriusz.
Peter gdzieś się zawieruszył, a Lupin denerwował się spotkaniem z Emmily.
-Uspokoicie się w końcu?- spytał cicho James- Zaraz przyjedzie pociąg-dodał. Kiedy na stację 9 i ¾ wjechała czerwona lokomotywa, wszystkim zaszkliły się oczy.
-Pamiętacie jak każdego roku jeździliśmy nią do Hogwartu?- spytała Lily wycierając oczy.
-Nie da się zapomnieć- odpowiedział Syriusz wchodząc do pociągu i szukając przedziału, którym zawsze jeździli- Zobaczcie jest! Nasz stary przedział- krzyknął w końcu Łapa. Wszyscy wpakowali się do przedziału. Czuli się jakby znowu mieli po 16 lat. To było dla nich wspaniałe przeżycie.
-A pamiętacie jak Lily wyrzuciła Rogacza z przedziału?- spytał Łapa kiedy pociąg na dobre się rozpędził. Wszyscy przypominali sobie najśmieszniejsze momenty z czasów Hogwartu.
-O tak. To było chyba w trzeciej klasie- powiedziała Diana.
-No co ty!- oburzył się Syriusz- To było w czwartej!
-Mniejsza z tym. Musicie akurat to wspominać?- spytała zdenerwowana Ruda.
-Oh Lily nie denerwuj się tak. Chyba nam nie powiesz, że tego żałujesz?- zapytał z Huncwockim błyskiem w oku Syriusz.
-Przestań Łapa- rzuciła Evansówna odwracając twarz w stroną okna.
-Żałujesz?- spytał zdziwiony mężczyzna.
-Przestań.
-Żałujesz?
-Mówię ci prze…
-Lily żałujesz?- tę sprzeczkę przerwał James patrząc na kobietę z rozbawieniem.
-Przecież wiesz- odpowiedziała cicho.
-Ha ha a jednak żałuje!- krzyknął triumfalnie Black.
-Oh Black przestań. Lepiej sobie przypomnij, co było w piątej klasie, jak poszłam z tobą na bal bożonarodzeniowy- powiedziała Diana. Mężczyzna nagle uspokoił się i wlepił błagalne spojrzenie w Dianę.
-A, co się wtedy stało?- spytał zainteresowany Rogacz.
-To nasza słodka tajemnica- odpowiedziała z tajemniczym uśmiechem kobieta.

-No kochani, dojeżdżamy- powiedziała kilka godzin później Lily. Wszyscy zaczęli się denerwować. Dziewczyny rzucały niespokojne spojrzenia na Remusa, który zrobił się strasznie blady. Lupin jako jedyny nie odzywał się przez całą drogę.
-W sumie to się mu nie dziwie. Zostawił Emmily, a teraz takie spotkanie po latach- powiedziała cicho Diana. Ruda pokiwała twierdząco głową- Ciekawe jak to będzie. Jakoś sobie tego nie wyobrażam.
- Jak to się mówi w mugolskim świecie: ”Pożyjemy, zobaczymy”- westchnęła cicho Ruda.

Pociąg zaczął powoli zwalniać. Z przedziałów zaczęli wychodzić absolwenci przybyli na tę małą uroczystość.
-O, kogo my tutaj mamy! Nasze Huńćwoki i dwie szlamy we własnej osobie- z daleka dało się słyszeć szyderczy śmiech.
-No tak. Malfoy. Nic się nie zmienił- westchnęła cicho Lily- Nie zwracajcie na niego uwagi- powiedziała. Pomału podeszli do dorożek czekających na nich na kamiennej drodze.
-Testrale!- krzyknął Peter- No wreszcie mogę je zobaczyć- powiedział uradowany. Gdy chodzili do Hogwartu nie widział ich, ponieważ nie widział śmierci żadnej osoby. To się jednak zmieniło i w końcu Peter mógł je zobaczyć. Wszyscy wsiedli do dorożki, w której unosił się zapach mokrej słomy.
-Zbliżamy się do zamku- poinformowała resztę Diana kilka minut później. Nikt nic nie odpowiedział.
Wielka Sala wyglądała cudownie. Wielkie stoły ustawione rzędami. Nad każdym ze stołów wisiało godło danego domu. W powietrzu unosiły się setki świec, które nadawały tajemniczy a za razem domowy nastrój. „Niebo” było jasne. Gdzie nie gdzie widniała biała chmurka?
-I znowu jesteśmy w domu- powiedział wesoło Syriusz.
-O tak- przytaknęła mu Diana. Przy stołach, siedziało już kilka osób. James, Lily, Diana, Syriusz, Remus i Peter usiedli przy stole Gryffindoru, na swoich stałych miejscach.
-Cześć Frank- powiedzieli Huncwoci do mężczyzny siedzącego już przy stole.
-Cześć- odpowiedział Frank.
-Jezu ile czasu minęło od naszego ostatniego spotkania- powiedziała Lily. Wszyscy przytaknęli- Widziałeś może jeszcze kogoś z naszego rocznika?- spytała.
-Tak. Widziałam Emmily- odpowiedział. Wszyscy momentalnie spojrzeli na Lupina, który nagle z wielkim zainteresowaniem zaczął przyglądać się swoim butom.


***


-Moi mili! Jest mi niezmiernie miło, że mogę was dzisiaj tutaj gościć- mówił Dumbleadore do wszystkich absolwentów zgromadzonych w Wielkiej Sali. Wielka Sala wyglądała tak, jakby ktoś rzucił na nią zaklęcie powiększające- Mam nadzieje, że będziemy się dzisiaj wyśmienicie bawić!- krzyknął po kilku długich minutach przemówienia- A teraz poczujcie się jak za dawnych lat!- dodał, po czym półmiski stojące na stole wypełniły się jedzeniem.
- To jest życie- powiedział Syriusz z wielkim uśmiechem na twarzy.
-O tak. O tak- przytaknął mu James.
Gdy wszyscy napili i najedli się do syta Dumbleadore powstał ponownie.
-Kochani a teraz – powiedział- Impreza!- krzyknął na całą Wielką Sale. Natychmiast wszystkie stoły znikły z Sali, następnie na środku pojawiło się coś w rodzaju parkietu. Na scenę wkroczyły…
-FATALNE JĘDZE!- wrzasnęła Diana do Lily. Ruda ledwo ją usłyszała, bo na Sali wybuchły krzyki, wrzaski i wiwaty.
Kilka minut później Evans usłyszała jak ktoś wymawia jej imię. Odwróciła się w tamtym kierunku i …
-Emmily!- krzyknęła Ruda rzucając się w stronę koleżanki.
-Ja też się cieszę, że cię widzę, ale udusisz mnie- powiedziała po chwili Emmily odpychając od siebie koleżankę- Cześć Diana- dodała podchodząc do czarnowłosej.
-Boże jak dawno cię nie widziałam- wykrztusiła cicho Diana witając się z Emmily- Chodź. Zobacz Huncwotów- dodała po chwili z uśmiechem na twarzy.
-Świetny pomysł.

W tym czasie kiedy wszyscy świetnie się bawili jedna osoba chodziła po błoniach zamyślona i przygnębiona. Było już ciemno i dosyć chłodno, ale osoba ta chodziła i chyba nie zamierzała prędko wracać do zamku. Mężczyzna nie czuł zimna, był zbyt pochłonięty wspomnieniami.
-Remus! Remus wytłumacz mi to!- krzyczała dziewczyna. Chłopak jej nie słuchał- Słyszysz? Wytłumacz mi to!
-CO mam ci wytłumaczyć?- spytał spokojnie chłopak- To proste, przecież wiesz, że…
-Nie! Proszę nie mów, że…że już mnie…musi być jakiś powód! Przecież to niemożliwe- cicho załkała dziewczyna.
-Emmily. To, to nie tak jak myślisz, ja po prostu…my nie możemy…ja jestem…wiesz, że jestem niebezpieczny! To dla twojego dobra- powiedział łagodnie przytulając dziewczynę.
-A, więc… to znaczy, że mnie kochasz?- spytała.
-Przecież wiesz.
-To dlaczego mi to robisz!? Dlaczego?- krzyknęła po chwili.
- Ile razy mam ci to tłumaczyć…
-To, że jesteś…no wiesz…niebezpieczny to nie jest żadne wytłumaczenie!- znowu zakrzyczała dziewczyna. Była bardzo ładna. Miała długie ciemne włosy, które pięknie okalały jej twarz i duże zielone oczy. Chłopak stracił cierpliwość. Miał już dość tłumaczenie wszystkim tego, że jest niebezpieczny, i tak nikogo to nie obchodziło. Wszyscy próbowali mu wmówić, że on i …Emmily mogą być razem, ale on wiedział swoje. Nie mógł jej narażać.
-Emmily, ja cię…nie kocham cię- powiedział poczym odszedł ledwo powstrzymując łzy.

-Remus? Remus Lupin?- mężczyzna nagle otrząsnął się ze wspomnień, gdy usłyszał swoje imię. Odwrócił się w stronę kobiety, która zagadnęła go. Miała krótkie ciemne włosy. Trochę przydługa grzywka opadała jej na oczy. Na nosie miała okulary z ciemnymi obwódkami i duże zielone oczy…duże zielone oczy…zielone oczy…zielone.
-Eeemily?- spytał z niedowierzaniem. Kobieta kiwnęła potwierdzająco głową.
-Tak to ja- odpowiedziała.
-Zmieniłaś się- wydusił po chwili milczenia. Miał tylko nadzieje, że ona…
-No coś ty!- zaprzeczyła Emmily uśmiechając się szeroko- No, chociaż, my dawno się nie widzieliśmy- dodała po chwili już mniej uśmiechnięta.
-To Yyy może wrócimy do zamku?- spytał Remus chcąc zmienić temat. Czuł się niezręcznie w jej towarzystwie.
-Wiesz co, jak chcesz to wracaj. Ja jeszcze sobie pochodzę, powspominam- odpowiedziała- Do zobaczenia- dodała machając leciutko ręką i odchodząc w kierunku Zakazanego Lasu.
-Uff- odetchnął z ulgą Lupin. Już szedł szczęśliwy, wolno do zamku. Już chciał zapomnieć o tym spotkaniu. Już chciał zaszyć się gdzieś w zamku, gdy usłyszał cichy, przenikliwy krzyk.
-Emmily?- stanął jak wryty w miejscu. Nasłuchiwał, czy krzyk się powtórzy. Nie był pewien czy to było prawdziwe. „Może to tylko w mojej głowie?”- pomyślał. Już miał iść dalej, gdy…
-Aaaaaaaaaaa- kolejny krzyk, jakby stłumiony przez kogoś, lub coś.
-Emmily!!!- krzyknął Remus i nie wahał się więcej, czym prędzej ruszył w stronę skąd dochodził krzyk- Emmily! Emmily gdzie jesteś?- krzyknął zdezorientowany. Po chwili usłyszał kolejny krzyk. „Zakazany Las”- podpowiedział mu cichy głosik w głowie. Czym prędzej wbiegł do lasu. Krzyki były coraz częstsze, ale zarazem coraz cichsze, tak jakby osoba, która krzyczała bardzo się bała, ale nie miała już siły, aby wzywać pomocy. Wreszcie dobiegł na niewielką polanę, na środku klęczała Emmily, wokół niej stało kilka postaci, ubranych na czarno. Postacie miały kaptury na głowach, a więc Remus nie mógł zobaczyć ich twarzy. Chciał wbiec na polanę i uratować dawną miłość, ale nie mógł. Coś go powstrzymywało, coś nie kazało mu tak iść. Jaka niewidzialna materia, która oddzielała go od Emmily i otaczających ją postaci. Nagle jedna z postaci zrzuciła kaptur. Był to mężczyzna. Miał miodowe oczy, przydługie, ciemne blond włosy. Remus nie mógł w to uwierzyć, przecież to był…Nagle wszystko wkoło zaczęło wirować mężczyzna nie widział już drzew, polany, ani żadnych postaci. Bał się. Niewidzialna siła napierała na niego, tym samym pozbawiając go oddechu.
-Remus! Remus! Obudź się, proszę- wirowanie ustało. Mężczyzna czuł się zmęczony, leżał, nie wiedział gdzie jest. Słyszał głosy otaczających go ludzi. Chciał otworzyć oczy, ale był zbyt zmęczony. Powieki były zbyt ciężkie. Po kilku długich minutach, po kilku nieudanych próbach zlokalizowania miejsca, w którym się znajduje ( za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć, co się stało) pomału otworzył oczy.
-Nareszcie- odetchnęła z ulgą ciemnowłosa kobieta.
-Narobiłeś nam stracha stary- powiedział z uśmiechem mężczyzna stojący obok okna.
-Ale…gdzie jestem? Co się stało? Kim ty w ogóle jesteś?- zwrócił się do kobiety siedzącej obok łóżka, na którym leżał- Gdzie Emmily?- spytał po chwili. Na te słowa owa „nieznajoma” zaczęła się głośno śmiać i nie tylko ona, wszyscy mieli uśmiech na twarzy, lub cicho chichotali.
-To ja Remus. To ja Emmily- powiedziała ciemnowłosa, siedząca obok niego. Mężczyzna już nic nie rozumiał.
-Ale przecież…co się stało?- spytał.
-Nooo yyy ktoś cię yyy no zaatakował- wyjąkał Syriusz- Przewróciłeś się chyba i uderzyłeś głową. Emmily cię znalazła- dodał widząc spojrzenie kumpla, pełne zdziwienia, szoku i niedowierzania.
-Ale, co z tą polaną, co z…-przerwał, kiedy zdał sobie sprawę, że Emmily siedzi obok-To musiał być sen- dodał potrząsając głową. Nie mógł w to uwierzyć. Ten sen był taki prawdziwy.
-Jesteś w Skrzydle Szpitalnym- powiedział James.
-Tak wiem. Zdążyłem się zorientować- rzucił cicho Lupin. Poczuł się głupio. „Gorzej już być nie może”- pomyślał.

Kilka godziny później.

-Dobrze, że nic ci się nie stało- powiedziała Emmily. Siedzieli właśnie w Pubie, w Hogsmeade. Dyrektor, wszystkim absolwentom, którzy przyjechali na zjazd, zorganizował nocleg w pobliskiej wiosce.
-Tak, ale ten sen… był taki… realny- wydusił Lupin.
-Dobra, nie będziemy teraz rozwodzić się na tematy snów. Gdybym ja wam powiedział, co mi się śni, hohoho! Urządźmy sobie taki mały wieczorek wspomnień- powiedział ochoczo Syriusz.
-Ooo Black, od kiedy z ciebie zrobił się taki plotkarz?- spytała z uśmiechem Diana. Jej słowa wywołały ogólny chichot, ale wszyscy zgodzili się na małe „ploteczki”. Usiedli w kółku i zaczęło się opowiadanie.
-… i wtedy z Sarą zerwałem i pojawiła się Liza, a nie przepraszam Kate, nie Liza, tak Liza, ale ona była trochę nie tego, to też ją rzuciłem, bo poznałem Rosie. Rosie była nawet fajna, ale była mugolską, sami rozumiecie. Wtedy byłem przez długi czas sam…- opowiadał Łapa.
-I teraz poznałeś mnie, i jak się nie przymkniesz, to pożałujesz- przerwała mu słodkim głosem Diana- Starczy tych opowieści. Nikogo to nie interesuje- dodała już swoim, normalnym głosem.
-O tak, lepiej niech nasze gołąbeczki nam powiedzą, kiedy ślub- powiedziała uśmiechnięta Emmily patrząc na Jamesa i Lily. Na te słowa wszyscy zamarli w bezruchu, a Remusowi wyrwało się głośne:
-Co!?
Zapanowała niezręczna cisza. Wszyscy wlepili oczy w parę.
-Nie wiedzieliście?- spytała zakłopotana Emmily- Ups. Przepraszam-dodała kiedy Remus pokiwał przecząco głową.
-Właśnie mieliśmy wam to powiedzieć- wydukała cicho Lily.
-Wiedziałem!- krzyknął tryumfalnie Syriusz.
-To, kiedy ślub?- spytała uśmiechnięta Diana.

***

-No, no, no. Ten zjazd okazał się bardziej interesujący niż mogłoby się wydawać na początku- mówił Syriusz, kiedy wracali pociągiem do Londynu. Siedzieli w tym samym przedziale, w którym siedzieli jadąc na zjazd. Nawet Emmily dała się namówić na powrót pociągiem.
- Emmily, a jak tam potoczyło się twoje życie? Gdzie teraz mieszkasz? Co robisz?- spytała Lily z uśmiechem. Jej wzrok i Diany spotkały się. Na ich twarzach pojawił się ten sam szaleńczy uśmiech.
-Myślisz o tym samym, co ja?- spytała cicho Diana przyjaciółkę.
-Oczywiście- odszeptała jej.
- Mieszkałam w małej wiosce, ale teraz przeprowadzam się do Londynu. Znalazłam pracę w Ministerstwie Magii, będę pracowała w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów- odpowiedziała Emmily.
-Uee Ministerstwo Magii- powiedział z obrzydzeniem Syriusz.
-A wy? Co wy robicie?- spytała Emmily patrząc z zainteresowaniem na Łape.
-Jak to, co? Jesteśmy Aurorami, to znaczy ja, James i Remus. Diana pracuje na Pokątnej, a Lily w Szpitalu Świętego Munga- odpowiedział dumnie Black.
-Wow. Lily pracujesz w szpitalu? A zawsze zarzekałaś się, że nigdy nie będziesz tam pracowała- zauważyła mądrze Emmily- A po was to się spodziewałam, że zostaniecie Aurorami- dodała patrząc z uśmiechem na Huncwotów- Mark, mój narzeczony, też znalazł pracę na Pokątnej, w jakimś sklepie, chyba Zonka- powiedziała po chwili. James, który właśnie pił sok dyniowy, o mało się nie udusił, kiedy to usłyszał.
-O, masz narzeczonego?- spytała Lily poklepując ukochanego po plecach.
-Tak- odpowiedziała uśmiechając się kobieta.

Kilka miesięcy później.

- Lily! Lily! Szybko, musze ci coś powiedzieć- krzyczała Diana wbiegając do domu, w którym mieszkała Lily i James.
-Diana? Co się stało?- spytała rudowłosa widząc przyjaciółkę.
-Byłam…byłam w pracy. Naprzeciwko jest…kawiarnia i…zgadnij, kogo tam…widziałam- wydyszała zmęczona.
-Kogo?- spytała właścicielka domu (czyt. Lily) siadając przy stole i wskazując Dianie krzesło.
-Marka! Z jakąś kobietą!- krzyknęła zdenerwowana kobieta.
-To pewnie jego siostra. Emmily coś wspominała, że ma przyjechać- powiedziała spokojnie Lily.
-Wątpię. Z siostrą by się tak nie całował i obściskiwał- stwierdziła już trochę spokojniej czarnowłosa.
-Myślisz, że on…no wiesz…
-Tak. Myślę, że tak. Trzeba to załatwić- przerwała Lily Diana i zaczęły obmyślać ich plan.

***

Był ciepły słoneczny dzień. Ciemnowłosa kobieta krzątała się po kuchni przygotowując obiad dla swojego kochanego narzeczonego. Była uśmiechnięta, nie wiedziała jeszcze, że ten dzień, będzie dniem przełomowym w jej życiu. Ten dzień zmienił jej całe życie.
-Din Din – zadzwonił telefon. Kobieta czym prędzej podeszła do niego. Podniosła słuchawkę. Rzuciła ciche:
-Słucham.
-Emmily?- usłyszała pytający głos.
-Tak- odpowiedziała.
-Emmily cześć, tutaj Lily. Dzwonię po to, aby zapytać czy wybierzesz się ze mną na Pokątną? Idę odwiedzić Dianę- spytała kobieta.
-Tak. Oczywiście- odpowiedziała- Wpadnij po mnie dobrze?
-Nie ma sprawy. Do zobaczenia- pożegnała się Lily.
-Cześć- odpowiedziała i odłożyła słuchawkę. Potarła się po prawym oku.
-Prawe- łzawe- powiedziała śmiejąc się do samej siebie. Nie wierzyła w takie głupie przesądy. Jednak tym razem miał on się sprawdzić.

Kilka godzin później.

-Emmily proszę poczekaj to nie tak!- krzyczał mężczyzna, biegnąc za młodą kobietą.
-Zostaw ją Mark. Nie widzisz, że ona przez ciebie cierpi? Zostaw ją- powiedziała smutno Lily.
-Ty nic nie rozumiesz głupia idiotko. Emmily! Proszę, porozmawiajmy!- krzyczał Mark. Mężczyzna dogonił kobietę. Złapał ją za rękę i odwrócił do siebie.
-Zostaw mnie- powiedziała kobieta. Była zapłakana. Cały makijaż jej się rozmazał.
-Porozmawiajmy- zażądał Mark.
-Nie mamy o czym- odpowiedziała Emmily. Mężczyzna przysunął się do kobiety i zaczął ją całować, ale nie całował jej tak jak całuje zakochany mężczyzna. Całował ją tak jakby była jego własnością. Bez jakiegokolwiek uczucia. Bez miłości. Z żądzą. Kobieta wyrwała się. Splunęła mężczyźnie w twarz, po czym odwróciła się, aby odejść. Mężczyzna jednak nie poddał się tak łatwo.
-O nie. Spójrz mi w oczy. Spójrz!- krzyknął potrząsając kobietą- Nigdy więcej tego nie rób!- krzyknął, po czym wymierzył kobiecie siarczystego policzka. W oczach kobiety pojawił się strach. Nagle uścisk zelżał. Mężczyzna osunął się na kolana, po czym padł na ziemię. Kobieta rozejrzała się wokoło. Zobaczyła Lily chowającą ukradkiem różdżkę.
- To wszystko przez ciebie- powiedziała rozżalonym głosem do Lily. Odwróciła się i uciekła. Nie wiedziała gdzie iść. Nie miała żadnej rodziny. W końcu zdecydowała się na ostateczny krok. Zdecydowała się pójść do swojego domu i wziąć swoje rzeczy. Jak postanowił , tak zrobiła. Na szczęście nie trafiła na Marka. Kiedy już się spakowała, wyszła na ulicę z walizkami. W jej oczach ponownie zaszkliły się łzy. Nie miała pojęcia, co zrobić. Usiadła na pobliskiej ławce i ukryła twarz w dłoniach.

Blond włosy mężczyzna krzątał się po swoim mieszkaniu. Nagle do drzwi jego mieszkania ktoś zadzwonił. Czym prędzej ruszył do drzwi i otworzył je.
-O Agnes, cześć- powiedział widząc swoją małą ośmioletnią sąsiadkę.
-Ceś Lemuś. Pśiśłam spytać ci maś cukiel, bo mama potśebuje- wyjaśniła dziewczynka uśmiechając się szeroko, tym samym pokazując swoje niekompletne uzębienie.
-Oczywiście, wejdź zaraz ci dam- odpowiedział zapraszając gestem sąsiadkę do środka- Proszę- powiedział podając dziewczynce pojemnik, który napełnił cukrem.
-Dziękuje- podziękowała dziewczynka- Musie iś. Mama ceka. Do śiobaćenia- pożegnała się, po czym wyszła. Mężczyzna podszedł do okna. Mieszkał na siódmym piętrze, w bloku, w centrum Londynu. Okno jego salonu wychodziły na ruchliwą ulicę pełną samochodów, sklepów i przechodniów.
-Din Dang – do drzwi ponownie ktoś zadzwonił. Mężczyzna ruszył, aby otworzyć.
-Agnes, mama znowu czegoś potrzebuje, czy może czegoś zapomniałaś?- spytał otwierając drzwi. Był pewien, że to jego mała sąsiadka- Emmily? Co ty tutaj robisz? Płaczesz? Co się stało?- spytała, kiedy w drzwiach swojego mieszkania zobaczył najmniej spodziewaną osobę.
-Cześć- powiedziała kobieta patrząc na czubki swoich butów- Mogę wejść?- spytała.
-Jasne! Wejdź, ale ja głupi jestem- zaśmiał się Lupin- Siadaj. Kawy, herbaty?- spytał wskazując kobiecie sofę.
-Kawy-odpowiedziała siadając.
-Co się stało?- spytał Remus stawiając kubek gorącej kawy przed Emmily. Dziewczyna rozpłakała się- Przepraszam. Jeśli nie chcesz to nie mów- powiedziała mężczyzna siadając obok Emmily.
-To nie tak. Ja już nie mam siły Remus- zapłakała kobieta przytulając się do przyjaciela- Zadzwoniła do mnie Lily z pytaniem, czy nie wybrałabym się z nią na Pokątną. Zgodziłam się. Przyszła po mnie i pojechałyśmy. Najpierw odwiedziłyśmy Dianę, w sklepie, w którym pracuje. Już miałyśmy wracać, gdy…
-Chodźmy jeszcze na lody- powiedziała Lily- Tam jest taka fajna kawiarenka- dodała pokazując na mały lokal, przed którym stały stoliki.
-Dobrze. Jak chcesz- zgodziła się Emmily. Usiadły przy jednym ze stolików. Zamówiły sobie duże lody z polewą truskawkową.
-Emmily zobacz!- powiedziała nagle Diana, gdy czekały na zamówione lody- Czy to nie Mark?- spytała wskazując na wnętrze kawiarenki. Emmily spojrzała we wskazywanym kierunku i…wewnątrz kawiarenki siedział jej narzeczony. Nie byłoby w tym nic złego,( chociaż miał być w pracy), gdyby nie to, że siedział tam z jakąś kobietą. Całowali się.
-To niemożliwe- wyjąkała niedowierzając Emmily. Wstała od stolika i weszła do środka lokalu.
-Mark? Co ty tu robisz? Kto to jest?- spytała kobieta podchodząc do stolika, przy którym siedział jej narzeczony.
-Emmily! Co ty tu robisz?- mężczyzna był wstrząśnięty- Poczekaj! Zaraz ci wszystko wyjaśnię!- krzyknął widząc jak jego narzeczona wybiega na zewnątrz.

-…pokłóciliśmy się. Wzięłam swoje rzeczy i nie wiedziałam, co zrobić, nie wiedziałam gdzie pójść. Z Lily się pokłóciłam, a Diana jest w pracy. Zostałeś tylko ty- zakończyła swą opowieść kobieta- Przepraszam- dodała dopijając resztki kawy.
-Za co? Dobrze zrobiłaś przychodząc tutaj- powiedział Lupin- Masz, to cię trochę uspokoi- dodał podając przyjaciółce lampkę wina.
-Jesteś kochany. Dziękuję- podziękowała kobieta, po czym ponownie się rozpłakała.
-Co tym razem?- spytał mężczyzna.
-Ja już nie wiem, co mam robić- zapłakała chowając twarz w dłoniach.
-Już dobrze. Spokojnie- przytulił ją Lupin. Kobieta spojrzała na niego oczami pełnymi łez.
-Remus ja…ja go nie kocham- wyszeptała przybliżając swoją twarz do twarzy mężczyzny. Remus nie wiedział, co robić. W głowie miał mętlik. Przytulił ją.
-Remus…-wyszeptała kobieta odsuwając się troszeczkę od przyjaciela. Ich twarze były bardzo blisko. Coraz bliżej. Zamknęli oczy i…połączyli się w namiętnym, pełnym uczuć pocałunku…

2 lata później.

-Kochanie pospiesz się. Weź Harrego i chodźmy już, bo spóźnimy się na ślub- mówiła rudowłosa kobieta do swojego męża, który usilnie starał się złapać swojego małego synka, który wszedł pod stół i ani myślał spod niego wyjść.
-Już Lily. Zaraz, tylko Harry nie chce wyjść spod stołu- pożalił się mężczyzna. Kobieta westchnęła i podeszła do męża. Uklęknęła i zajrzała pod kuchenny stół.
-Harry wyjdź spod stołu. Proszę cię- powiedziała błagalnym głosem Lily. Malutki Harry pokiwał głową na znak, że nie wyjdzie- No trudno. Wujek Remus będzie smutny. No i będzie wujek Syriusz i ciocia Diana z małym Stevenem-dodała podnosząc się z podłogi. Dała znak mężowi i powoli kierowali się w stronę drzwi. Już mieli wyjść, gdy spod stołu wyszedł Harry i cichym jękiem dał znać, że on też idzie.
-Widzisz jakie to proste- powiedziała z dumą Lily do swojego męża.
-Może i jesteś podobny do mnie, ale upór to masz po mamusi- rzucił James do swojego synka.
-Tak, tak. Tylko żebyś tak jeszcze talent do nauki odziedziczył po mnie- powiedziała z uśmiechem Lily do synka.

1 godzinę później

-…ja Emmily, biorę Ciebie Remusie za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci…
-…Emmily przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego…
-…możesz pocałować pannę młodą…

Kilka godzin później.

-Gorzko! Gorzko! Gorzko!- krzyczeli wszyscy goście zgromadzeni na sali. Para młoda uśmiechnęła się.
-No to co, damy im jeszcze pokrzyczeć?- spytał cicho Remus swoją żonę.
-Nie- odpowiedziała Emmily i zamknęła oczy czekając na pocałunek, który zjawił się na jej ustach natychmiast. Wszyscy zaczęli bić brawo. To było piękne wesele.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Serii Hogwart Strona Główna -> Huncwoci (http://zycie-huncwotow-i-innych.blog.onet.pl/) Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin